Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/35

Ta strona została przepisana.
—   29   —

czna. Rodzina jej, Cudno wscy, złożona z przyrodnich dwóch braci starszych, z takiejże siostry, niefortunnie zamężnej, i z licznego szeregu opiekuńczych ciotek, nie posiadała nic prawie, oprócz historycznych pretensyi oraz wybitnego apetytu do honorów i — trzeba wyznać — do pieniędzy. Przed dwudziestu mniej więcej laty zesłał im Stwórca pokrzepienie w postaci Elżuni. Takie maleństwo rodzaju żeńskiego, śliczne od urodzenia, wydaje się platonicziną tylko pociechą; jednak w umiejętnych ręku stać się miało klejnotem i posagiem całego rodu Cudnowskich. Rosło pięknie, dostało się, po śmierci rodziców, pod opiekę bliższych i dalszych krewnych; dojrzało zaledwie, gdy już gorączkowo rozgrzana wyobraźnia Cudnowskich swatała je bajecznym królewiczom.
Ale królewicze rzadcy są w naszych czasach i także przezorni: szukają realnych posagów. Innego gatunku potentaci, królowie żelaza, kawy, bawełny — nie często też się trafiają, a mieszkają zwykle daleko, gdzieś w Ameryce. Zachodziła wreszcie pilność sprawy, gdyż Cudnowscy sami chcieli jeszcze pokwitnąć za życia i własną wydać woń na tej ziemi, nie zaś dopiero kiedyś, w rozkwicie przyszłych pokoleń. I z tych wszystkich podniosłych aspiracyi wyłonił się wreszcie projekt wydania 17-letniej Elżuni za Mieczysława Humańskiego, milionera, potomka rodziny... coraz większej.
Mieczysław był jeszcze młody, choć już dziedzicem włości, akcyi i fabryk, zostawionych mu przez ojca, protoplastę rodziny Humańskich, poległego niedawno w boju za złoto i dywidendę. Mieczysław był do ludzi podobny, skąd legenda, że jest synem nie starego Humań-