Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/37

Ta strona została przepisana.
—   31   —

zywała przekorny, dziki nawet upór, gdy tylko dostrzegła, że ma służyć za celową przynętę. Pan Humański zaś miał wiele interesów i słusznie spodziewał się od żony pomocy w trudnych okolicznościach życiowych.
Miała zaś inne jeszcze wady, doprowadzające rodzinę do rozpaczy. Nie czuła dla pieniędzy tego religijnego uszanowania, które cechuje ludzi porządnych i wysokiego urodzenia. Wydawała pieniądze, których mąż jej nie skąpił, na dziwactwa: na »głupie książki«, na artystyczne graty. Jeszczeby to znieść można, gdyż przedmioty zostające zachowują choć częściową swą wartość likwidacyjną, mogą być znowu przetopione na złoto — ale Elza miała jeszcze jeden zwyczaj — ten już nie do wybaczenia — rozdawała pieniądze bez kontroli różnym obieżyświatom, żebrakom, chłopom, a także ludziom, którzy jej się spowiadali ze swych zamiarów pracy i poprawy życia. Paru już takich poratowanych przez panią Elżbietę penitentów wyszło na zawodowych złodziei.
Jednem słowem, małżeństwo zawarte zostało między obiema rodzinami, a tej spółce ideowo-ekonomicznej przeciwstawiała swe dziwaczne humory pani Elżbieta, wyrodna siostra i nieużyta małżonka.
Zaszła i dzisiaj taka kolizyia:
Jakże?! Czy nie wolno ludziom z najlepszego towarzystwa używać swych przyrodzonych stosunków i wpływów do przeprowadzenia swych interesów? Czy nie wolno z tego źródła ciągnąć korzyści?!
Trzeba rzecz wytłumaczyć:
Pewna firma krajowa, Izydor Rodzyn et C-o, chce