Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/44

Ta strona została przepisana.
—   38   —

jasna pani ode mnie... Trzy roki biedę ja cierpiał, dzieci nie chrzcił, żonie doktora nie sprowadził... rubli tych nie tknął. Księdzu oddać w spowiedzi?... A gdzie jego dzisiaj szukać swojego?... przed nowym popem ja się nie ukorzę. To ja do lasu uciekał dopraszać się głosu, czy wolno brać chociażby na chrzest w Galicy! te ruble za krzywą przysięgę? Nie wolno! Dopiero tego roku na wiosnę głos mi powiedział: idź do pani ze dwora, bo ona święta jest, jej oddaj, u niej poproś zmiłowania. Ja tu mało dziesięć razy kołował przez sad, wedle kuchni... i śmiałości nie miałem. Aż dzisiaj głos mnie kazał: idź dzisiaj. Weź jasna pani ode mnie te ruble, ulżyj duszy...
Podawał po raz trzeci Elzie pomięte w garści papierki. Ona postąpiła ku niemu blisko, wzięła mu z rąk krwawe ruble i odrzuciła precz od siebie.
Wtedy Kłoda rymnął jej do nóg, a objąwszy kolana, jęczał:
— Królowo moja święta! czy mnie Bóg przebaczy? Ona zaś ujęła w drobne dłonie głowę klęczącego przed nią olbrzyma i, zaledwie przychylona, ucałowała kudły jego woniejące lasem i lica, zroszone potem męki i łzami pokuty. Mówiła, całując:
— Wielka wasza... wina, grzech... ciężki. Ale żeście głosu waszego słuchali, Bóg wam odpuści, bracie...
Chłop klęczał z załamanemi dłońmi i z przymkniętemi powiekami, jak pogrążony w modlitwie. Od wizyi, która zstępowała ku niemu dotykalnie, spływał widocznie spokój na twarz jego i skronie; — klęczał w pobożnem zapamiętaniu. Aż gdy podniósł oczy na cudowny obraz,