Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/50

Ta strona została przepisana.
—   44   —

golony, szedł, zacierając dłonie, w głąb zakładu, odbijającego po stokroć jego postać w lustrach, pachnącego wszystkiemi woniami Paryża. Przed tem zjawiskiem fryzyer Paul załamał rozpaczliwie ręce i zawołał:
— Ah, monsieur le comte, quelle sale tête vous avez là!
Pan hrabia Teodor Odwaga-Konopacki rozchmurzył oblicze, parsknął nawet krótkim śmiechem, odpowiadając na wykrzyknik fryzyera i, ze swobodą niewczorajszego tu bywalca, usadowił się przed lustrem.
— Peniuar dla pana hrabiego! — komenderował Paul — z naszych wielkich batystowych! woda gorąca! żelazka do wąsów typu »Impeccable«!
Gość zajmował sobą tem więcej miejsca w przestrzeni i w estymie członków »Instytutu piękności«, że godzina była wczesna i zakład jeszcze prawie pusty. Mydlono.zawzięcie dwie tylko zadarte w górę fizyognomie; jednemu Chińczykowi postrzygano warkocz.
Fryzyer Paul zabierał się do hrabiego z energią artysty, mającego przed sobą ogromne zadanie, z zamachem rzeźbiarza, który czuje, że nieokrzesana bryła pod jego ręką przekształci się wkrótce w arcydzieło.
— Brzytwa najprzód! —
W mig zamydlony, obrany z barbarzyńskich porostów lekkim polotem stali, okazał Konopacki czerstwą swą cerę podolskiego ziemianina, uśmiechniętą radośnie do życia.
— Ależ pan hrabia chyba tydzień już nie golił brody?!
— Jadę bez odpoczynku z Kijowa do Paryża.