Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/51

Ta strona została przepisana.
—   45   —

U mnie tak! Skoro tylko uwolnię się na wiosnę od obowiązków, zaraz tu jestem.
— Pani hrabina i familia nie zawitali do nas tym razem?
— Nie; sam jestem — odrzekł Konopacki lakonicznie, lecz oczy i usta trysnęły niepohamowaną radością.
— Tego właśnie panu potrzeba: maleńkiej paryskiej kąpieli.
— Oh! mam tu także interesy...
Fryzyer skłonił głowę z wyrazem najgłębszego przekonania.
— Piękną mamy wiosnę — — czy u panów równie piękna pogoda?
— Gdzież tam! w przeszłym tygodniu śnieg jeszcze padał! Podły klimat!
— Pan hrabia zechce nie obruszać się tak wyraziście na swą ojczyznę, gdyż mógłbym zaciąć brzytwą...
Padła potem bujna podolska grzywa pod artystycznemi cięciami nożyc.
— A powiedz-no, panie Paul, — bywają u was zawsze dawni znajomi, co?
— Mamy najlepszą klientelę: wczoraj jeszcze był tu książę Orleański, książę Braganza. Bywa u nas stale nawet pan baron Rothschild. Prezydenta Rzeczypospolitej dlatego tylko nie obsługujemy, że jesteśmy rojalistami.
Słowa artysty-fryzyera dogadzały Konopackiemu, jak kadzidło zwrócone do jego własnej osoby. W atmo-