Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/56

Ta strona została przepisana.
—   50   —

na śniadanie dla Paryżanina, tem bardziej dla nad-Paryżan przyjezdnych.
— Jaki tu ład w rozkładzie dnia, tak przecie pełnego zajęć! Prawdziwa etyka hygieniczna!
Pięć minut przed dwunastą Konopacki wyszedł z kawiarni; tyle czasu było potrzeba na dojście do niedalekiego klubu, gdzie oczekiwały nowe wzruszenia towarzyskie, miłości własnej i kulinarne.


II.

O trzeciej po południu hrabia Teodor Odwaga-Komopacki czuł się dosłownie wzniesionym do szczytu swych marzeń: siedział bowiem na szczycie ogromnego gmachu na kołach, zaprzężonego w cztery konie. Markiz d’Anjorrant zaprosił go do swego mail-coach’u na jedno z wielce pożądanych w nim miejsc, które okazało się próżnem w ostatniej chwili z powodu zasłabnięcia młodszego syna Khediv’a, uprzednio zaproszonego. Powoził sam markiz, obok niego siedziała piękna lady Cosway, której boa z piór długo puszczone powiewało na siedzące za nią towarzystwo jakąś wonią wielotonową. Konopacki umieszczony był na ławce najbliższej kozła i mógł naocznie lubować się doskonałością zaprzęgu, mistrzostwem d’Anjorrant’a, prowadzącego swą czwórkę ognistych dereszów na wolnych cuglach, niby skomplikowany mechanizm ujęty w karby i sprawnie poruszany przez motor elektryczny, uroczystością tej sportowej parady