Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/58

Ta strona została przepisana.
—   52   —

na mieszczańskie samochody i gminnie fiakry, które rzeką o ścigającej się fali lały się przez szosę.
Gdyby kto obserwował Konopackiego podczas tej wyniosłej jazdy, dostrzegłby pod cylindrem ten zachwyt mistyczny, którego wzorów szukaćby chyba na twarzach średniowiecznych illuminatów. Siedział tak wysoko z prawego brzegu, że muskały go czasem po wierzchołku postaci kwitnące kiście przydrożnych akacyi, autentycznych paryskich akacyi z »alei Akacyowej«. Wawrzyny tak lubo nie łechcą.
Przejechał pan prezydent Rzeczypospolitej — jedyny powóz, któremu d’Anjorrant, choć rojalista, pozwolił się wyminąć, zaznaczając swój respekt dla porządku społecznego wymownem skłonieniem bata. Błysło kilka cylindrów we wzajemnych ukłonach. Mail-coache znajdował swą drogę cudem wykrętności w zwartym prawie potoku, coraz to mijał jakieś persony niepowszednie, królów bez zajęcia, potentatów zysku, panujące kokoty. Spotykał też ciągle zwykłego Paryżanima, który darzył zrazu pogardliwym uśmiechem rozbijających tłum przedstawicieli systemu złota i pięści.
— Oh les sales bêtes!
A potem jednak zapatrywał się długo zaostrzonem spojrzeniem na te wydrwione splendory, bez których nie pojmował wcale możliwości istnienia.
— Eh, faut qu’ils vivent les rastaquoères...
Okrążono jezioro Bulońskiego lasku, jechano dalej coraz swobodniej. Gdy dojeżdżał mail-coache do pola wyścigowego, zagrzmiały z niego rozdzierająco ku ze-