Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/62

Ta strona została przepisana.
—   56   —

a nawet jest ambarasujące: trudno mu oddać jego grzeczności.
— Nikt nie oddaje. To my robimy mu łaskę, przyjmując jego zaproszenia. Nie chodzi nam przecie o głupie sto franków, które on z a każdego dziś wieczór zapłaci. Ale gdyby swe złoto poprostu rzucał między kelnerów i kokoty, wyglądałby na dojną krowę. Tak zaś mu się zdaje, że jest wielkim panem.
— Więc zajmujący jest z powodu swego... otoczenia? — wtrącił Konopacki, nieco zachwiany.
— Jako typ, mój Teodorze! jako typ specyalnie paryski. Bydlę zagraniczne, gdy się chce napić rozkoszy, ściąga zawsze do Paryża, nigdzie indziej. Ten jest poprostu nieprzelicytowany! — Widzisz go tam z dwiema kobietami? — Jedna jest Emilienne de Treilles, pierwszej marki, jego przyjaciółka od chwili wejścia na bruk paryski. Druga — towarzyszka pierwszej, przywiędła trochę Liana, oplatająca się około modnej róży. Z temi dwiema włóczy się naprzykład po ulicy de la Paix i kupuje, co której trafia do smaku w wystawach sklepowych. To jest, ściśle mówiąc, drugiej daje tylko »nagrody pocieszenia«. Tak, z dobrego serca!
— Tęgi jednak bursz! — zaiwołał Konopacki bez namysłu.
— A dzisiaj co zrobił! Zauważył, że Emiliena ma samochód nie najnowszego modelu, więc jej podarował inny, za 40.000 franków. Żeby jednak nie płakała Liana, która nie posiada samochodu, odkupił od Emilieny jej stary za 10.000 i darował Lianie.