Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/64

Ta strona została przepisana.
—   58   —

wiło bydlę na Condqrcet’a mnóstwo pieniędzy i obniżyło »kotę«.
Egzotyczny baron ucieszył się na widok Konopackiego:
— Eh bien, Odvagá, zgarniasz pan także?
Konopacki zawstydził się drobności swej stawki i skomponował:
— Ach, nie — prosiła mnie jedna dama, żebym za nią odebrał.
— O, te damy wszędzie! Kosztują, ale smakują. — Więc do wieczora, nieprawdaż?
— Do wieczora — odrzekł Konopacki na wszelki wypadek.
Niecierpliwa fala tłumu rozdzieliła rozmawiających; cisnęła się do totalizatora, aby porobić zakłady na wyścig, w którym biegało kilkanaście koni, a w ich liczbie i owa Fornarina, wskazana przez Paul’a. Konopacki, chcąc powetować sobie opuszczone biegi, postawił na Fornariinę w ostatniej chwili cały tysiąc franków. Ponieważ mało kto trzymał za tą klaczą, wypłata, w razie wygranej, mogła być bardzo znaczna, co najmniej kilkanaście tysięcy. Pan Teodor poczuł pot gracza i szukał miejsca, z którego mógłby obserwować przebieg wyścigu; przypomniał sobie, że goście d’Anjorrant’a zaproszeni byli do trybuny członków Jockey-club’u. Wszedł więc na trybunę.
Oglądany zdaleka przez lornetkę, szwadron koni wyruszający od startu z błyszczącą nad nim różnobarwną liberyą żokiejów wydawał się jakąś drobną zabawką, lub dekoracyą pola, oblężonego przez tłum czarny, podkre-