Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/81

Ta strona została przepisana.
—   75   —

Wszedł piękny, wysoki, na Anglika wystylowany pan ze wspaniałą, siwiejącą brodą, w oczach tylko i policzkach znaczony rosyjskim typem. Podał serdecznie obie ręce Granowskiemu, który z uprzejmej gościnności aż odmłodniał. Po zabraniu znajomości z Konopackim, książę odezwał się do niego:
— Zdaje mi się, że miałem przyjemność widzieć hrabiego wczoraj na wyścigach — był pan w kompanii d’Anjorrant’a?
— Tak jest. A książę?
— Ach ja! Trudno się przyznać... ja się wybrałem z anarchistami.
— Ten kochany Piotr! — zaśmiał się lubo Granowski — studyuje nieprzyjaciela, zanim się z nim zmierzy?
— Wcale nie; dla przyjemności ich towarzystwa... Każdy kraj ma swoje produkty, zastosowane do klimatu. Gdy jestem we Francyi, znoiszę wybornie bouillabaisse i anarchistów. Obie rzeczy na nasz grunt przeniesione, zmieniają smak.
I rozmowa przeniosła się lekko na temat polityki miejscowej, o której Krasinosielskij i Granowski wyrażali się z wielką swobodą, precyzyą i stanowczością. Konopacki, świeżo przybyły, siedział jak ma niemieckiem kazaniu, nie bardzo bowiem był pewien, kto jest obecnie na czele ministeryum i czy się ono nie zmieniło całkowicie w czasie jego długiego przejazdu z Kijowa do Paryża? — Gdy wreszcie jeden z rozmawiających wyraził zdanie ogólniejsze:
— Nie zmienimy biegu świata, mój drogi!