Czytał zrazu z zajęciem — zmarszczył się potem — poczerwieniał wreszcie srodze. — Zajrzał do tekstu czeku i zerwał się z krzesła, oddając papiery Marchołtowi:
— To już nie do wiary! przysyła sto franków!
Marchołt, bardziej przywykły do niepowodzeń w życiu, przyjął wiadomość raczej filozoficznie:
— O sto franków bliżej celu...
— Ależ to oburzające! — wołał Konopacki, chodząc nerwowo po pokoju — to drwiny ze sprawy, z nas wszystkich — no i ze mnie — powiedziałem mu wyraźnie, że prosimy go o dopełnienie sumy, o kilka tysięcy! — I te wyrażenia w liście: »rzecz zapewne potrzebna, lecz nie jedyna«, albo »w miarę możności«?! Ma bestya milion rubli dochodu!
— Są grosze ubogich wdów, które podobno przynoiszą szczęście — kiwał głową Marchołt — może grosze mniej datnych bogaczów także...
— Ja mu odeślę ten głupi czek — piorunował pan Teodor — wstyd nawet odbierać z Credit Lyonnais taką sumę!
— Nie mamy prawa, panie hrabio — rzecz już publiczna...
— Wszystko jedno! niech sobie posyła komu chce, ale nie na moje ręce... Widzi pan, jak to dobrze, że jeszcze Dorval nie udał się do niego; przynajmniej rzecz pozostanie między nami.
— Istotnie. Podziwiam przenikliwość hrabiego. Ale najważniejszą tu rzeczą pomyśleć, jak powetować
Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/86
Ta strona została przepisana.
— 80 —