Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/99

Ta strona została przepisana.
—   93   —

gdyby także nie stawały na przeszkodzie wady obu przyjaciół.
Korecki miał pretensyę, że robi wszystko najlepiej, gdy raczył coś robić. Nie ulega wątpliwości, że znał się lepiej od Bujnickiego na formach dworskich, na subtelnościach genealogicznych, na różnych sportach — ale na tych polach Jan ani myślał współzawodniczyć z Adamem. Natomiast miał Jan w dziedzinie sztuki zdanie wyrobione, które chętnie i pociągająco wykładał. Gdy się to zdarzyło w obecności Adama, ten zaczynał ścigać się z Janem, wygłaszać poglądy estetyczne bardzo ogólne, ze stanowiska książęcego, oczywiście mniejszej wartości. I, choć mu nikt wyraźnie tego nie śmiał powiedzieć, sam książę czuł przez skórę, że, wystawiając się na porównanie z Bujnickim, wystrychnął się nieraz na dudka. Nie wszędzie być księciem w dziedzinie duchowej — to nieprzyjemne. Korecki chciał koniecznie być uniwersalny.
Przykrzejsze jeszcze kolizye wynikały ongi, gdy zdarzało się obu przyjaciołom, z powodu, że często chodzili jednemi drogami, dobijać się o względy tej samej kobiety. W tej sztuce każdy młody mężczyzna mniema się być mistrzem. Bujnicki nie był ani trochę dworakiem, więc z zasady nie ustępował nigdy; między kobietami zaś znalazło się — jakoś wbrew ustalonej opinii ekspertów — więcej takich, które przeniosły serdeczny zapał Bujnickiego nad zaszczytną i brzęczącą złotem łaskę księcia.
Takie drobiazgi ostatecznie roztapiały się w panującej apatyi Koreckiego, w pogodnej lekkomyślności Bujnickiego. Jednak długi szereg drobiazgów osadzał