Strona:Józef Weyssenhoff - Pod piorunami.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.
—   19   —

— Rodzony, Hryćko, pod przysięgą na zbawienie duszy wydał nam księdza proboszcza...
— No, tak i gadać odrazu... ruszajcie się przebrać...

∗             ∗

Aż do późnej jesieni tego roku ksiądz Wikliński połączył ślubami małżeńskiemi ośmnaście par. Wszystkie przychodziły nocą burzliwą lub najciemniejszą, przed nowiem. Pewnej nocy przyszły razem trzy pary. Ksiądz ich sfukał, zawarował[1] sobie, żeby to było po raz ostatni, ale ponieważ już cała szóstka weszła do plebanji, dał trzy śluby, a potem nowożeńców wypuszczał kolejno parami, w różne strony, szepcząc za nimi:
— Roście i rozmnażajcie się...
Sam zaś gotował się już w drogę, będąc przekonany, że prędzej czy później jego działalność zostanie odkryta i ukarana. Miał tego lata u siebie kilka razy żandarmów i raz naczelnika straży ziemskiej, którzy wszelako nie oskarżali go dotąd, zjawiali się tylko jakoś zawsze po nowej recydywie[2] księdza w «zbrodnię» już nałogową.

Ksiądz był już gotów na wszystko. Żegnał się z latem, zapewne ostatniem w tym domu, w tym sadzie; żegnał się ze złotemi kobiercami jesieni, które były tutaj wspaniałe, bogato cieniowane przez wybujałość gruntu i rozłożystość widoków. Żegnał

  1. Zawarować = zastrzec;
  2. recydywa = nawrót (choroby).