16
stolicach i po innych miastach na polu kalendarzowem, a od wstąpienia na tron Stanisława Augusta rzucają się do kalendarzy wszyscy naraz wydawcy stołeczni i prowincjonalni, świeccy i duchowni, z czego wypływa cały odłam literatury, którego niepodobna mi objąć w tej rozprawce. Chciałbym jednak czytelnika, który się błąka w tej dziedzinie, lub niedocenia wartości drobnych tych książeczek, nieco pokierować i do nich zachęcić.
Na Warszawę przypada najmniej połowa całości wydawnictw polskich z rodzaju, o którym mówię, jeżeli policzyć nie tytuły, ale roczniki. Jako współzawodnik z drukarnią jezuicką i pijarską występuje tu wydawca równie potężny, jak zapobiegliwy i umiejętny — Michał Gröll. Rozpoczyna on, mniej więcej od roku 1765, naprzód po francusku i po niemiecku, następnie (od roku 1770) po polsku całą, rzec można, gamę kalendarzową, obliczoną na rozmaite potrzeby, gusta i kieszenie.
Gdybym zaczął wyliczać, nadużyłbym może zanadto cierpliwości łaskawych czytelników, nieprzyzwyczajonych, aby im prawiono o kalendarzach. Ale chciałbym pokazać, jak taka książeczka w najlepszym gatunku wyglądała i biorę dla przykładu rocznik doskonałego kalendarza z drukarni Gröllowskiej, zwa-