Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/144

Ta strona została przepisana.

Nie o przedmiot mu chodziło, gdyż miał drugą taką samą fotografię ukrytą w pugilaresie, ale o zagadkę, gdzie się podziała ta luźna z biurka.
Posądził odrazu Oleszanki, bo o nich właśnie myślał. Ale na co im to? — — I która z nich?
Przerzucił wszystkie papiery na wierzchu stołu i w szufladach — nie znalazł. — Któż ją zabrał? — —
Wtem błysła mu myśl, że Sas, który zbiera fotografie pięknych kobiet, mógł być sprawcą tego porwania. Oczywiście! — portret, który oglądał w pugilaresie, najbardziej mu się podobał był szczególniej “pikantny”. Mógł zabrać ten dublet ze stołu.
Trzeba było sprawdzić to posądzenie, bo gdyby się okazało fałszywem, nikomu innemu nie możnaby przypisać przestępstwa, jak tylko pannom z Kurenicz. Ktoś ze służby? — przypuszczenie było bez prawdopodobieństwa. Kotowicz napisał list do Sasa, tembardziej, że miał do niego parę interesów poważniejszych.
W dopisku zapytał poprostu, przyjaźnie, czy mu Justyn nie świsnął jednej fotografii pani T. do swego zbioru pięknych kobiet. Rozgrzeszał go wesoło, w razie przyznania się do winy, ofiarowywał chętnie przedmiot przestępstwa na własność, a zarazem tłómaczył powód indagacyi, gdyż jeżeli nie na niego, to posądzenie pada na osobę bardzo interesującą. — —
Konny posłaniec zawiózł ten list do majątku Sasa, Osowy, odległego o wiorst trzydzieści i nazajutrz dopiero przywiózł odpowiedź:
“Kochany Edwardzie!
Odpowiadam najprzód z oburzeniem na twój dopisek. Zamierzam Ci świsnąć, gdy przyjedzie,