Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/189

Ta strona została przepisana.

jego z nią poufałość i żarty burzyły niedawno krew w Kotowiczu. I obecnie, choć bardzo odmieniony w swych pragnieniach i w sposobie życia, poczuł rozdarcie dawnej rany, gdy wyczytał nazwisko hiszpana między osobami, zamieszkującymi ten sam hotel, co Teo i Kamil. Sanchez tkwił też w pamięci Kotowicza z innego powodu. Po szalonym bakaracie w Nizzy markiz zgodził się poczekać na wypłatę stu tysięcy franków, które mu przypadaly od Kotowicza. Wygrał podczas ubiegłego sezonu podobno pół miliona, łatwo mógł poczekać na piątą część wygranej, jednak uprzejmość względem Kotowicza była wyraźna. Edward, przyjmując ją z musu, zgrzytał zębami, ile razy przypomniał sobie ten dług, najnieznośniejszy ze wszystkich... A ponieważ nie sprzedał dotąd lasu, nie mógł się uiścić.
Przeczuwał, że gdyby obecnie poróżnił się z Teo, onaby mogła skorzystać z jego trudnej i delikatnej sytuacyi, aby się zemścić. Nie wiedział, jakby to uczyniła, nie znał nawet podobnych przykładów w jej historyi, ale czuł, że byłaby do tego zdolna. Zaczynał instynktowo nienawidzieć tę kubietę, której pomimo to nie przestał pożądać, jako najwyszukańszego zmysłowego upojenia.
Ale przeklinał jej duszę, jej drapieżny egoizm, jej wielmożną fantazyę, nie liczącą się z niczem i z nikim. Przeklinał ją teraz specyalnie za to, że mu zamąciła przez swój rebus telegraficzny seryę dni pełnych siły i nadziei.
Były to dni niezwykłe, choć złożone z tak prostych zajęć i rozmów.
Aby o nich pomarzyć, wyszedł z domu, pełnego dzisiaj złych majaczeń, gdziekolwiek w pole. — Skierowałby się może do lasu na Ciecierniuki i