Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/194

Ta strona została przepisana.

dynej znajomej, któraby mu nie popsuła tej samotnej rozkoszy, owszem, napełniłaby ją harmonijnym wtórem.
Renia byłaby tu królową — — jej postać oprawia się naturalnie w zieleń lasów i w zboża ziemi: jej oczy świecą równo i dobroczynnie, jak zorza dnia, a dusza jej czysta wonna przenika zapaśną siłą, jak to powietrze. — — Niezawodnym instynktem dążył Edward do tej istoty tak miłej, powszedniej i błogosławionej, jak życie. — — To znów zastanawiał się nad tem, czyby jej pragnął dla siebie, gdyby ją spotkał rok temu, wywiezioną z wielkich rozłogów spokoju na targowisko jakiegoś karnawału? Poczucie nieomylne odpowiadało mu, że z własnej winy nie znał takich kobiet, bo zabrnął w życie, które się mijało z przeznaczeniem człowieka, wyczerpywało zdrowie duszy i ciała dla upasienia żądz i ambicyi przez przyrodę niestworzonych. To, co producenci i konsumenci złotej rozkoszy nazywają cywilizacyą, jest tylko chorobą świata. — —
Renia jest zdrowiem. Ale żeby po nią sięgnąć, trzeba samemu być uzdrowionym. Nie wolno jej zarazić zgniłą gorączką pseudo-cywilizacyi; nie wolno zepsuć tego arcydzieła pierwotności, na którem znać dotknięcia twórczych palców Boga.
Edward zamknął oczy i mocą wyobraźni przywołał do siebie jakoby niewieścią rozkosz ziemi. Zobaczył Renię w mokrych przeźroczach sukienki, z rozwiązanemi włosami, na wyspie podczas burzy. — — Wahał się, czy ją objąć za kolana, aby wyznać pokorne uwielbienie dla jej piękności i blizkości — — Wtem poczuł koło siebie pełznącą ku niemu woń gorących pachnideł i magnetyzm rozpasanej żądzy poczuł jakby na jawie spazmatyczne objęcie Teo. — —