Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/200

Ta strona została przepisana.

powtarzać zwierzenia bez wartości likwidacyjnej? — — A może i Kamil kocha się w Teo? Ciągle jest przy niej, tak tamten; któż go teraz opłaca? — — Sanchez?
Między tymi dwoma łotrami ona — ukrzyżowana niewinność! W jakim celu napisała ten list, skoro przebacza i nie cofa zapowiedzi przyjazdu do Turowicz? — Chyba dlatego, aby aż tutaj sięgnąć swym zbrodniczym magnetyzmem? Odurzać mężczyzn aż do bolu i rozpaczy to, widać, jej ambicya; to się nazywa być kobietą niepospolitą, „wygnanką z raju“! — — —
Edward lekceważył sobie swą winę, zawartą w opowiedzeniu Kamilowi sceny tańca. Przecie jej nie wymyślił — przecie nie dodał do niej żadnych przechwałek, a nawet wyznał szczerze, że ten wieczór był jedynym jego tryumfem, bardzo zbliżonym do upokorzenia, opłaconym przez mękę. Zapewne, gdyby on sam wywołał podstępnie tę scenę, gdyby Teo była osobą nieposzlakowaną, gdyby jej przynajmniej bardzo zależało na reputacyi Penelopy... Ależ to przecie lwica, piękna Teo, upajająca Teo, pożądana, przeklęta! Ileż historyi słyszał Kotowicz o jej drapieżnej zalotności? Ileż nawet anegdot o jej prowadzeniu? Nikt jej nigdy nie nazwał dobrą ani czcigodną...
— Palnąłem bąka, żem zaufał zdrajcy Kamilowi — mniejsza o to! Ale proces, który mi wytacza Teo, ma inną stronę arcyciekawą: oto ona kompromituje się i odsłania, dyskutując o takich rzeczach z „przyjaciółmi“. Jacyż to przyjaciele? Czy uczciwej kobiecie śmiałby ktoś obcy wspomnieć nawet o plotce tego rodzaju? Pięka to trójka, wysoki sąd honorowy: Teo, Kamil i Sanchez Toledo!