Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/28

Ta strona została przepisana.
III.

Jakby kropla jadowitego kwasu spadła na gładką powierzchnię poleskiego życia i zakipiała na niej, pozostawiając rdzawą plamę, — powrót do niebezpiecznych wspomnień zamącił niejaki spokój, który zaczynał ogarniać Kotowicza. Już się był zawziął do wybrnięcia choćby z bagna finansowego, majaczyła mu już w przyszłości pożądana chwila, gdy wolny od utrapień pieniężnych, będzie mógł pójść stąd albo w świat, albo w zaświat. Planując swe wyzwolenie, ani myślał o żałowaniu straty ponurych Turowicz; sprzedałby dęby i resztę puszczy i ziemię i rzekę — możeby z domu zabrał tylko parę ładniejszych sprzętów i obrazów. Chociaż... poco mu i to, jeżeli nie wie, gdzie i dlaczego ma żyć? Gdyby przynajmniej operacya zamiany tych włości na złoto łatwa była i szybka! Ale trzeba tu starań, układów, żmudnej i wstrętnej pracy, aby dojść do wyniku oczyszczenia się z długów i z zarzutów niewypłacalności. A potem co? Gdyby mógł liczyć choć trochę na serce Teo! Wtedy waliłby na kupę wszystko, co jeszcze posiadał cennego, samby rąbał ten las, aby utorować sobie drogę do niej! Ale ona opuściła go właśnie w chwili jego rozpaczy; odjechała nawet nie jak zwykły bliźni, który, idąc swoją drogą, mija przyjaciela, rzucając mu drobną jałmużnę współczucia — ale zerwała się, znikła bez tłómaczenia. Wesoła zagadka!