Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/70

Ta strona została przepisana.

zumy pojadła? Poczekaj! Myślisz, żeś najpiękniejsza? Zaledwie jesteś dość piękna...
Więc przed końcem śniadania zawrzała dyskusya między Edwardem a Marcelką. Poszło o to, że Oleszanka napadła na kulturę francuską, jako na zbiór konwencyi i form bez treści; że, jeżeli już coś brać z zagranicy, to z Anglii. Kotowicz zaś był nieomal patryotą francuskim, więc dobył szpady.
— Ja potrzebuję Francyi — mówił — wszędzie, gdzie się znajdę: francuskiej książki, gazety, nie przez egzotyzm, lecz dla pokrewieństwa naszych kultur i obyczajów. Anglii?.. Czasem. Cóż pani, naprzykład, czerpie z Anglii?
— Co? Ideały.
— O tem się dowiaduję. Ale coś dotykalniejszego: książki, mody?
— Ach, pan zaraz będzie mówił o strojach, dlatego, że z kobietą. Więc i ja zapytam: z czego pan ma ubranie? — z angielskiego kortu; a strzelbę jaką? — pewno angielską?..
— Nie; strzelam z francuskiej broni: Pirlet-Badin.
— To gorsza. Niechże ojciec powie?
— Muszę przyznać, że wolę broń angielską — rzekł poważnie Olesza.
— Widzi pan! Dlatego ojciec zabił głuszca, a pan nie!..
Kotowicza mało to ubodło, jednak zauważył zamiar satyryczny i odbił to drobne pchnięcie stosowną zasłoną.
— To nie wyższość broni, lecz strzelca. Ale pani naprzykład nosi dzisiaj ubranie angielskie, czy tak?