Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/79

Ta strona została przepisana.

— Niechby sobie był zły; ale on nie toleruje obok siebie cudzej indywidualności!
Renia po krótkim namyśle przetłómaczyła zdanie siostry na polski język:
— A żeby ten twój... Dymitr Arkadjewicz, przeszedł na katolicyzm?
— Gdzież tam! dziecko jesteś! on tak samo dba o swoje tradycye, jak ojciec o swoje. Ale to przecie nie nacyonalista rosyjski, wielu ma przyjaciół Polaków; jak brat żyje z hrabią Ksawerym Szafrańcem... służy w gwardyi, gdzie sama wysoka szlachta...
Renia słuchała tych pochwał przez uprzejmość dla siostry niech się Marcelka wygada na pociechę...
— On na Wielkanoc zostanie rotmistrzem, a potem może i służbę porzuci, ale pójdzie w “odstawkę” z mundurem. On tak dobrze nosi mundur, widziałaś go przecież raz w Mińsku?
— Widziałam... zgrabny.
— To nie dosyć: zgrabny. Wygląda na bohatera! nawet trochę podobny do księcia Józefa Poniatowskiego. Nie uważałaś, Reniu?
—......
— Nadzwyczaj waleczny; dostał żołnierski krzyż św. Jerzego za Cuszimę.
— Za Cuszimę? przecie tam się nikt nie odznaczył, oprócz Japończyków...
— To może pomieszałam? Za Mukden... Ty go nie lubisz, Reniu?
— Owszem... to jest: nie znam go. Muszę ci wierzyć, Marcelko.
Marcela nie znajdowała sprzymierzeńca dla swych zapałów nawet w siostrze, serdecznej przyjaciółce, nawet w ciotce, która choć mieszkała w