Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/93

Ta strona została przepisana.

Powietrze to było dobroczynne; czerpał je Kotowicz w płuca dużo śmielej, niż atmosferę zaprawną piżmem i tytuniem; rzadko już kaszlał i mniej palił papierosów. Czuł popęd do ruchu i fizycznego utrudzenia, a gdy go zażył przez dzień, zasypiał wcześnie i budził się rano raźniejszy, niż kiedykolwiek. Dochodził do przekonania, że pobyt na wsi ma, oprócz innych, jeszcze jeden dobry skutek kuracyjny.
— A zatem — powracał do swej nieodstępnej myśli — i Teo, pobywszy tutaj, możeby się przeistoczyła w kobietę pogodną, szczęśliwą i uszczęśliwiającą?..
Ale nie mieściło mu się to łatwo w wyobraźni: ona tutaj! Gdzieżby mieszkała? — w pokoju z czeczotkowymi meblami, z zielonym parawanem? A gdzież kąpiel i gotowalnia? gdzie pomieszczenie dla jej panny służącej, francuski? Mąż i Kamil musieliby się zadowolić gościnnymi pokojami, jakie są, ale ona?.. Ona, gdy się wprowadza nawet do Palace-hotelu, przewraca go do góry nogami dla swych indywidualnych wymagań i wstrętów...
— Czy ona tu rzeczywiście przyjedzie? — namyślał się Edward, a miał zasadę do powątpiewania, bo odpisał na list z kilkudniową zwłoką, co razem z niedołęstwem miejscowej poczty przeciągnęło porozumienie z Teo pewno do dwu tygodni. Odpisał grzecznie, może i dosyć serdecznie, bo nie wspomniał wcale o swych udrękach, ale przesadził umyślnie prostotę i niewygody pobytu w Turowiczach. — “Sypiamy tu na sianie — pisał, — jadamy tylko to, co się złowi w Ptyczy, albo upoluje w puszczy; jeżeli pani była kiedy w bretońskiej chacie, to sobie wyobrazi moje najlepsze pokoje i t. d.” — Rozpisał się wprawdzie o pięknościach lasu i o dziw-