— Ależ pan ślicznie strzela! — i to z jednej fuzyi? Ile mam zapisać?
— Czterdzieści sześć — odrzekł Michał — prawda, panie Liebe?
— Tak jest — odrzekł zawzięty pedant — może się pan nie trudzić zapytaniami na naszych czterech stanowiskach. Mnie od tak śpiesznego strzelania głowa boli, więc zapisywałem: ja mam tylko 8 kogutów, pan Witold Hrebnicki ma trzydzieści kogutów i dwie kury, pan Rajecki 46 kogutów, pan Konstanty Hrebnicki 28 i także dwie kury.
— Przepraszam! — zawołał Kocio — mam 62 sztuki!
— A ja 54, oprócz tych, których jeszcze szukają — wrzasnął Wicio.
— To się tak zdaje w gorączce — odrzekł uparty Liebe — znana jest bażancia gorączka; ale ja wiem, bom mało strzelał i zapisywałem.
— Ależ, panie Liebe, bardzo pana proszę... ja muszę lepiej wiedzieć...
— Jak panowie sobie chcą liczyć, nie przeszkadzam. Tylko ponieważ ja się znam na tem i zapisywałem, więc mogłem się omylić najwyżej o jakie dwie sztuki...
Słuchał już tej sprzeczki książę Jerzy z pobłażliwym uśmiechem.
— Daj im pokój, Liebe! Oni obliczają według rachunku prawdopodobieństw.
— Ależ Jerzy...
— No, wracajmy teraz do domu na zasłużony posiłek. Strzelcy zbiorą i przyniosą nam bażanty.
∗ ∗
∗ |
O szóstej po południu, przy ciemnej już nocy, rozłożono ozdobnie przed pałacem pokot ubitej zwierzyny. Nie wszystka tu była z tygodnia polowań, bo odwilż nie pozwalała na dłuższe przechowywanie; położono jednak wszystkie dziki wypatroszone — było ich siedmnaście — i dzisiejsze bażanty. Co do liczby bażantów zachodziły poważne wątpliwości: podanych przez myśliwych było sztuk 500 z górą, służba zaś łowiecka, po sumiennem przeszukaniu, podniosła tylko 360 — —? Tę niewinną malwersacyę, przypisywaną bez wątpienia myśliwym, kazał książę Jerzy zamazać w raporcie strzeleckim, skąd też wynikło, że nie otrąbiono króla polowania. Według osobistych zeznań najwięcej sztuk ubił Wicio Hrebnicki; według innych, prawdopodobniejszych obliczeń prze-