strzelał go Michał Rajecki, który nadto posiadał między trofeami największego dzika, wprawdzie nieszczęśliwie strzelonego i dobitego przez służbę łowiecką. Podłowczy zaś, który prowadził regestr i nie pierwszy raz miał do czynienia z cudownem pomnażaniem i znikaniem zwierzyny, twierdził napewno, że najwięcej zabił sam książę Jerzy, właściciel polowania, co także było wynikiem niewłaściwym do otrąbienia. Aby więc pogodzić te wszystkie pretensye, ogłoszono bezkrólewie.
Leżały więc pokotem zające, nie indywidualne, jakby z jednej wylane formy, symetrycznie mnożąc w długi szereg sztywne skoki i słuchy. Leżały kozły sarnie, rozmaitsze już co do wielkości, i bardzo rozmaite dziki: czarne i brudno-rude odyńce z wielkiemi, zakrzywionemi szablami przy ryjach; bezbronne w ryjach, a groźne tylko ciężarem i racicami maciory; wycinki, których kieł prosty i ostry pruje uderzeniem, jak nóż; przelatki, jeszcze pokaźne; i niewinne, płowo pręgowane warchlaki. Leżały lisy ryże i bardziej siwe, jakby skupione pokutnie w śmiertelnem rozmyślaniu o przebiegu swego złodziejskiego życia. Na granicy sierści i pióra ustawiono kunsztownie na podesłanych liściach kunę leśną, niby skradającą się do ptactwa; ale w trzy dni po śmierci miała już tylko pozór dużej liszki bezwładnej w swem ciemnem, kosztownem futerku.
Następowały długie szeregi rozmaitego ptactwa; nieprzeliczone bażanty w czterech odmianach: czeskie, angielskie, mongoły i złote; czarne samce i grubo nakrapiane pstrokacizną samice-cietrzewie; do cieciorek podobne, lecz mniejsze, jarząbki; szare, aksamitne kuropatwy z samcami wyróżnionymi przez rudą na piersiach podkowę; inne jeszcze skrzydlate eleganty, ślicznie umyte rosą, wygładzone aż do połysku, oprócz tych, którym słota pośmiertna, lub zakrzepła farba potargały trefione pióra; drobne, lecz dla jałowcowego smaku poszukiwane kwiczoły. Osobno leżały przy lisach drapieżniki skrzydlate: lekkie jastrzębie i kanie, zwinne gołębiarze i kobuzy.
Kompania pałacowa, wyszedłszy z pokojów, rozglądała to wszystko