— A wo! skoczył na drogę! idzie za nami!
I zerwała się do ucieczki.
— Poczekaj! i ja widziałem — zawołał Michał rozdrażniony, ujmując za ramię dziewczynę — ja go tu zaraz zapytam!
I, odwracając się wstecz, krzyknął po litewsku, z nastawioną strzelbą:
— Jaki tam dureń włóczy się po krzakach?!
Nikt nie odpowiedział, ani się poruszył.
— Jak jeszcze raz mi się pokażesz, strzelę jak do psa!...
Warszulka ujęła Michała nerwowo za ramię:
— Nie strzelaj panicz! Może być znajomy...
— Znajomy?!
— Jest taki, co chodzi za mną...
Tymczasem oboje poszli dalej równym, śpiesznym krokiem. Ale Rajecki spochmurniał; coś mu w tej przygodzie nie podobało się. Warszulka jakoś zagadkowo wyrażała się o tajemniczym człowieku, postępującym i teraz zapewne za nią. Może skryta Litwinka mieć nawet coś na sumieniu? — —
Nareszcie droga stała się prawdziwą drogą między polami. Pomimo nocy połyskiwało niedalekie jezioro, pagórki nagie weselej profilowały się na niebie gwiaździstem, na prawo i na lewo migały iskierki okien od siedzib ludzkich. Widać przynajmniej o sto kroków we wszystkie strony — pusto, nikt nie idzie.
Po długiem milczeniu odezwał się Michał, jakby przez grzeczność podtrzymywał konwersacyę:
— Cóż ty w zimie porabiałaś, Warszulko?
— Wiadomo, jak na służbie: w oborze, przy maśle i przy kołowrotku.
— Ale i bawiłaś się czasami, powiedz?
— Zabawa u mnie była pierwsza, kiedy mnie po polsku uczyli.
— Któż cię uczył?
— Ci, co umieli, mówili, a ja słuchała. Tak i nauczyła się pomaleńku.
— A czytać nie próbowałaś?
— Czytać ciężko. Panicza naszego prosić żynowałam się. Proboszcz obiecał, ale cóż — chodzić daleko, a przyjdziesz — proboszcz czasu nie ma.
— Ja cię nauczę.
Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/122
Ta strona została skorygowana.
— 109 —