— Po tamtej stronie. Nie idź tylko, panicz, przez środek polany, ato zapaść możesz. Tam, gdzie drzew niema, taka w niej błota, że skróś ziemi!
— Wiem, wiem... Miś! trzymaj się za mną, brzegiem lasu.
Kawał jeszcze drogi było dokoła polany, bo postępowano wolno i ostrożnie po lesie kępiastym. Polana świeciła jednak czemś w rodzaju światła, odgraniczała się ciemnością lżejszą; nieświadomego wędrowca zwabiłaby może na swe zdradne przepaści. Nareszcie poczuli myśliwi pod stopami grunt twardszy, trochę wzniesiony, i natknęli się na rodzaj stogu z jedliny, przygotowanego przez Łaukinisa na nocleg i zasadzkę. Domowa, kwaśna woń zaleciała od tej siedziby.
— Cóż to, Łaukinis, kożuchów tu naniosłeś? Nie bałeś się, że kto chwyci?
— Wilk nie chwyci kożucha bez żywego mięsa, a człowiek każdy wie, że moje — Niech który popróbuje chwycić! — —
Głos kłusownika szczęknął złowrogo.
— Chcesz spać, Miś? — odezwał się Stanisław — jeszcze daleko do toków — suń się w kożuch i śpij; już ja wczas rozbudzę.
— Dziękuję, nie jestem śpiący. A w kożuch nie ubrałbym się w żadnym razie; spociłem się od tej przeprawy po lesie.
— A noc taki chłodna...
Wszystkim trzem zachciało się dymu tytuniowego, zachodziła tylko wątpliwość, czy dym nie spłoszy cietrzewi. Jednak wobec nieprzepartego pragnienia znajdzie się zawsze usłużna teorya. Łaukinis dowodził:
— Jemu (cietrzewiowi) tylko ognia nie pokazuj, ani sam stawaj na widoku, ani głosu z siebie nie dawaj — — a zapach jemu wszystko równo. Nos u jego twardy, nie poczuje.
Wpełzł do otworu budki, zapalił fajkę od bladego płomienia siarczyka, a potem, zakrywając żar dłonią, podał ognia do papierosów dwom myśliwym. Usiedli na ziemi przed budką, rozpoznając się wzajemnie tylko po nikłych zarysach trzech plam gęstszego mroku, z których każda miała swój głos właściwy i przypominała postać znajomą. Stach, bardzo utalentowany do snu na zawołanie, ziewnął przeciągle i zarazby pewno chrapnął, gdyby Miś nie zagadał:
— Kiedy one grać zaczną?
— Tak o trzeciej — a o czwartej już po szabasie.
— Czy obaj będziemy strzelali z budki?
Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/131
Ta strona została skorygowana.
— 118 —