coś dziko i namiętnie dyszało w pobliżu, niby lubieżne, przyśpieszone oddechy; w powietrzu były elektryczne dreszcze, w ciszy — kobiece wołania. I gdyby w tem pustkowiu zobaczył nagle Michał błyszczące pożądaniem oczy dziewczyny, gdyby nawet świeżość warg rytmicznych poczuł na ustach, nie zdziwiłby się. »Ona« była w pobliżu.
Odezwał się nagle do Lelejki:
— Czy ksiądz przy swych zajęciach... i umartwieniach nie żałuje czasem... życia?
— Pan nazywasz życiem rozkosz fizyczną?
— Wysubtelnioną przez intelekt... przez krytykę intelektualną — nadmienił Rajecki.
— Ot właśnie. Ale jak wysubtelnioną? — U mnie jest co do tego osobna teorya.
— No? jaka?
— Teorya nie moja, podobno indyjska; ja ją poznałem z jednej książki i próbuję... przykładać do życia.
— »Stosować« — chce ksiądz powiedzieć?
— Tak, tak: stosować. Tylko ona nie ze wszystkiem przyzwoita.
— Czegoż mamy się wstydzić między sobą, mężczyznami jednych at i na pustej wyspie. Kuchta nawet nas nie zrozumie.
Drzemiący Kuchta, usłyszawszy, zwrócił pół-przymknięte oko pogardliwie:
— Nie raczy rozumieć...
— Tema, widzi pan, taka, — mówił młody ksiądz — że, traktowana żartobliwie, prowadzi tylko do grzechu słowem; a seryoznie biorąc, rzecz może i święta?...
— Możemy mówić zupełnie poważnie.
— A kiedy tak...
Przemocne skupienie i walka z nieśmiałością wybiły perły potu na białe czoło księdza. Po przerwie zaczął przez zęby, jakby się poddawał bolesnej operacyi:
— Kiedy mówiliśmy o rozkoszy fizycznej, znaczyło w języku filozoficznym: popęd płciowy.
— Zasadniczo — tak.
— Gdyby ja jego potępiał, byłoby niemądrze. To siła przez Boga stworzona, mocna i dobra. Ale jej można rozmaicie używać...
— .... ??
Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/151
Ta strona została skorygowana.
— 136 —