— Tak panicz wiesz?!...
— Opowiadali mnie. I on szedł za nami wtedy na wiosnę, kiedy to razem polowaliśmy na słonki.
— Stryj Łaukinis szedł, nie on.
— Może ten stryj w tobie kocha się? chce się z tobą żenić?
Warszulka wzruszyła ramionami:
— Pół wieku swego nie żenił się. Gdzież jemu dzisiaj?
— A ty, Warszulko, myślisz o mężu dla siebie? Dziewczyna aż okręciła się na piętach ze wzruszenia, a potem z zalotną chytrością w oczach odpowiedziała ubocznie:
— Kiedy ja brałaby męża, tak tylko... ochotnika.
— Więc Łaukinisa? dobry myśliwy.
— Cóż mnie on?! stryj i stary.
— To może Józefa Trembela?
— On i strzelać nie umie. Do sochy on, do kosy — niczego; ale nie ochotnik.
— Nie podoba ci się?
— On... człowiek dobry i bogaty; ośmnaście jemu dziesięcin po ojcu przyjdzie.
— No, więc kiedy on prosi?...
— Mało kto prosi!
Ostatnie słowa dziewczyny zadźwięczały głęboko i, choć uśmiechnęła się jaskrawo, piękne jej oczy zaszkliły się łzami, wpatrzone błagalnie w Rajeckiego.
On zaś, mając szybki wybór między męską sumiennością a kokieteryą, wybrał drogę pośrednią:
— Trzeba pomówić o tem, Warszulko. Którą ty drogą wracasz dzisiaj do domu?
— A już po za jezierze, po za jezierze[1] i dróżką przez łąki do Gaczan. A panicz na obiad jedziesz do Gaczan?
— Nie prosili mnie.
— Tak i cóż będzie?! — zawołało naiwnie dziewczę, myśląc oczywiście tylko o spotkaniu z Michałem gdzieindziej, niż na tym okólniku kościelnym.
- ↑ Oryginalny prowincyonalizm, nie pochodzący ani ze staropolskiego, ani z rosyjskiego języka. »Po za jezierze, po za płocie« i t. d. znaczy: wzdłuż jeziora, wzdłuż płotu.