— Wiadomo — odrzekł leśnik. — A panom pardwy w życzeniu?
Rajecki trochę się zastanowił nad tym nowym zwrotem ugrzecznionej polszczyzny, więc Talmont odpowiedział:
— W najpierwszem życzeniu pardwy, panie Czerwiński. Pan Rajecki chce ich sto sztuk do Jużynt zawieźć.
— A choćby i dwieście. Ich tu przepaść wszędzie. Ot i na zakąskę przed noclegiem pardw popróbujecie panowie, bo porządnego mięsa w domu niema.
Mięso pardw, białe z czarnem przekładane, jaśniejsze trochę, niż cietrzewie, należy do przednich przysmaków. Tutaj oczywiście przejadło się okolicznym mieszkańcom. Ale myśliwym przybyłym z daleka, z miejsc, gdzie pardwy są rzadkie, pieczone ptaki zapachnęły smakowicie. Znalazła się i boćwina i ogórki z miodem. Wszystko to było w »życzeniu« przegłodzonych myśliwych.
Około wieczerzy krzątała się pani Czerwińska, niestara jeszcze i hoža, ubrana po szlachecku i mówiąca paru powikłanymi z sobą językami. W drzwiach często otwierających się migała inna jeszcze sylweta kobieca, mocno zaciekawiająca; świeciły jej ciemne oczy w białej bardzo twarzy, fertała się kiecka na okrągłych kształtach i dźwięczał czasem głos ponętny jakimś obcym akcentem.
Gdy gospodarz wyszedł na chwilę z izby, pan Benedykt rzekł do Michała:
— Ot jaką sikorkę przyswoił sobie Czerwiński! I nie widziałem. Córki on jeszcze takiej wielkiej nie ma.
Właśnie dziewczyna teraz weszła do izby z półmiskiem. Ładna była, śmiała i czysto ubrana w gorseciku na koszulce. Siliła się na powagę, ale oczy jej biegały, a wargi zacięła na zębach, jakby z ust przemocą nie chciała wypuścić śmiechu. Ale napotkała spojrzenia dwóch mężczyzn tak przychylne i łaskoczące, że, zanim jeszcze postawiła na stole półmisek, parsknęła śmiechem, odsłaniając szeroką, mokro błyszczącą paszczękę młodego zwierzęcia. Patrzyła na Michała, a Michał na nią i w pierwszem krzyżowaniu spojrzeń podobali się sobie nawzajem. Ale pan Benedykt, jak osacznik, ruszył chyłkiem z miejsca i zastąpił dziewczynie ode drzwi; wtem ona, postawiwszy szybko półmisek, zaczęła uciekać, ale jakoś tak niefortunnie, że wpadła pędem w objęcia Michała.
Na tę scenę powrócił do izby Czerwiński i wszyscy uspokoili się, czekając, co powie gospodarz.
Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/191
Ta strona została skorygowana.
— 174 —