Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.
—   15   —

— Grabiłam, paniczu.
A my tam strzelali w brzeźniaku; mogli i której dziewce biedy narobić.
Warszulka rozśmiała się serdecznie z żartu. Aż ręce do oczu podniosła, potem rozświegotała się swobodnie:
— Kiedy panicze strzelali, to do nas dwa ciecieruki z krzaków przyleciały i na kopach usiadły. To my ich rękami łowiły, ale złowić nie można było — poo-szły!
Nie wszystko rozumiał Michał, namyślał się głównie nad tem, że dziewczyna ma głos, jak polna fletnia.
— Tobie, Warszulka, daleko do domu, do Sztarańc; — przeciągał Stach konwersacyę ze znaną mu krasawicą — ty codzień do domu powracasz?
— Nie, paniczu, w »odrynie«[1] w Jużyntach nocuję.
— W Jużyntach? — — Tak ty, Warszulka, bój się, to Jużyncki panicz przed tobą. Ty jemu za orzechy zapłacisz.
— Oj-jee... — zawołała dziewczyna przeciągle i wszystko, oprócz respektu i bojaźni, wyrozumieć było można z tego wykrzyknika.
Miś, ująwszy się pod boki, przeginał się w swej zgrabnej kurtce, ale nie mieszał się do rozmowy i Warszulka nawet spostrzegła, że panicz, bardziej niż ona, jest zażenowany. Stanisław zaś był w swoim żywiole: słynął u dziewcząt jako szarmant.
— Nie dasz ty nam orzechów, Warszulka. Gdzie ty je schowałaś?
Obrzucił wzrokiem postać dziewczyny, tak lekko i obciśle osłoniętą, że można było na niej zdefiniować każdy kształt wypukły.

— Aha! w zanadrzu chowasz! — — dawaj!
I sięgnął już zuchwale, tylko że Warszulka, baczna jak sarna, obróciła się na piętach i sama, sięgnąwszy błyskawicznie do zanadrza, podała Stanisławowi garść zielonych, ogrzanych jej ciałem orzechów.
— Bierz panicz — —
— Grzeczna panna! — ale nie dosyć — trzeba było samemu dać wziąć.

Wybrał kilka orzechów z jej twardej, czerwonej, małej dłoni i uścisnął ją lekko za palce. Ona zaś podała kolejno orzechy Michałowi.

  1. Budynek specyalny na przechowanie siana. W »stodole« chowa się zboża.