Dziewczę podniosło brwi i zapytało:
— To jak, panicz?... ja blizka, a panicz wszystko ode mnie daleko?...
— Mówię: blizka sercu. Chciałbym, żeby ci przeze mnie dobrze było żyć na świecie, a nie tak, jak teraz... i dobrze na długo, nie na chwilę...
Warszulka błąkała się trochę w znaczeniu słów Michała, ale odczuła ciepło i szczerość głosu.
— I powiedz panicz, co każesz...
— Nie mam wcale prawa ci rozkazywać. Chciałbym tylko, abyś z mojego powodu nie była nieszczęśliwa, więc doradziłbym, jak masz postąpić...
Milczała — a Michałowi ta rada roztropna i lodowata nie przechodziła przez gardło.
— Mówiłem ja tobie w przeszłym roku i w tym jeszcze, słowa...
nierozważne, choć z serca płynęły. I wtedy, kiedy całowałem cię, mniej kochałem, niż dzisiaj...
Tego już dziewczyna nie zrozumiała wcale.
— Tak i czemuż całowałeś?
— Boś była piękna, Warszulko, boś mi się strasznie podobała i podobasz teraz jeszcze bardziej. Ale teraz ja ciebie nie chcę bałamucić, zwodzić, porzucać... rozumiesz? Tyś dla mnie dzisiaj nie zwyczajną, ładną dziewczyną, ale ważną osobą, której życzę z całego serca, żeby była szczęśliwa. A ja ci szczęścia dać nie mogę, bo się z tobą nie mogę ożenić.
— To ja wiem — odpowiedziała Warszulka z rezygnacyą, bez jednego nerwowego drgnienia — i wszyscy ludzie tak powiedzieli. — Ale ja mogłabym... nie zagniewasz się panicz, kiedy powiem?
Chwyciła jego rękę i do ust ciągneła przemocą.
— Daj pokój, Warszulko... my przecie już nie tak z sobą całowali się!
— Tak można w innem miejscu, a tutaj tak... i pozwól mnie panicz! Przyciągnęła dłoń Michała do ust, trzymając ją oburącz, pieszcząc i nie puszczając. On zaś pasował się z sobą, aby nie uścisnąć dziewczyny tutaj, w sadzie, bądź co bądź otwartym na wszystkie strony. Zbliżył się tylko bardzo do niej, ujął ją także za ręce — i stali tak, jakby modląc się do siebie splecionemi dłońmi.
— Tak nie zagniewasz się panicz, kiedy powiem.
— Mów, mów, dziecino!
Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/213
Ta strona została skorygowana.
— 196 —