mniał o blizkim swym wyjeździe. Uśmiechnęła się po raz pierwszy dzisiaj, a uśmiech jej był z przyrodzenia tak zapraszający do wesołości, że wyłączał wszelką myśl o dramacie.
— A panicz obiecałeś mnie coś dać...
— Co chcesz... — odrzekł Michał trochę zdziwiony.
— I zapomniałeś...
— Nie przypominam sobie.
Wyciągnęła ogorzałą, drobną rękę i dotknęła lekko piersi Rajeckiego:
— Nosisz panicz to, co ja dałam przeszłej jesieni?
Dopiero Michał zrozumiał, że chodzi o medaliki. Ten od Warszulki miał, na szczęście, w pugilaresie, ale o wywdzięczeniu się jej innym — złotym, jak chciała, i poświęconym przez biskupa — zapomniał. — Pokazał przynajmniej poświęconą blaszkę zawiniętą w papierek.
— Noszę, jak widzisz, tylko nie na szyi, bo mężczyźni nie mają tego zwyczaju. A dla ciebie nie dostałem dotąd medalika, bo bywałem w miastach, gdzie ludzie są innej wiary... Ale weź coś ode mnie — chcesz? zegarek?...
Dobył złoty zegarek z kieszeni i podawał go Warszulce. Oglądała go obojętnie.
— Na co mnie?... i niepoświęcony i niepotrzebny. Przywieź mnie panicz medalik, tak my choć raz spotkamy się.
Michał obiecał i teraz już pożegnali się na dobre. Ona ujęła go za rękę i podniosła ją do ust namiętnie: on przytulił jej główkę i cicho a mocno całował po oczach mokrych, słonych — — —
Oderwali się od siebie — skończyło się.
Pozostała w gaiku wiśniowym, Michał odchodził do dworu krokiem chwiejnym, jak pijany. I wspomniał pierwsze spotkanie, kiedy coś wołało od niej do niego tak radośnie, pokrzykiem dryady. Lubo tam było... dziko... natrętny rozsądek nie mącił pięknej chwili, urodzonej ze zbiegu pierwotnych, wiecznych instynktów ludzkich. — — Dzisiaj chwila o rok tylko starsza — i dziewczę to samo — jeszcze piękniejsze — i on ten sam, ale mniej szczęśliwy, bo zmądrzały. — — —
Sad parował słodyczą owoców — sprzedanych, zazdrośnie strzeżonych przez kupców. Nie można uściskać do woli kochanej dziewczyny, gdy patrzą ludzie zawistni o szczęście cudze. Nie można ożenić się z chłopką, gdy się jest paniczem.
Takie były prawa tu panujące, ale urągały im owoce dojrzałe, do
Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/216
Ta strona została skorygowana.
— 198 —