lami dobrze żył; ojciec panicza takoż; musi już i z paniczem tak będziem?
— Niewątpliwie. — Więc jesteście zdania, że za mało żenimy się między sobą?
— Wiadomo. — Tylko już nie tak, jak chciałby który: ot pan tysiąc dziesięcin ziemi ma, szkoły kończył zagraniczne, książki po nocy czyta — dawaj jemu żonę prosto od krów folwarcznych. I durny byłby, gdyby wziął. A już kiedy gospodarska córka po polsku i po litewsku umie czytać i pisać, z ludźmi proporcyę zna, tak czemu jej nie iść za mąż za szlachcica, który i rolnik jest tutejszy i porządny człowiek? A który od nas młody ciekawszy pójdzie do miasta, szkoły kończy, albo i doktorem zostanie, wszak może szlachciankę brać wiejską, nie jedynaczkę, których wiele na stare panny marnuje się.
— Macie słuszność, ojcze Józefie. — Mówiłem niedawno o tem z panem Leonardem Pucewiczem, gadał podobnie — rzekł Michał, trochę dla komplimentu.
Ale i tym razem mądry Trembel wystąpił z ulubionemi restrykcyami:
— Pan Pucewicz nie ze wszystkiem tak: jemu zdaje się, oni nam wielką łaskę robią. Niechaj jemu zdaje się. Każdy swoją dumę ma. Ot ksiądz proboszcz mnie mówił, kiedy stare papiery kościelne układał: my, Trembele, znaczeni już tu lat czterysta, a Pucewicze tylko dwieście bez mała.
— To i my wiemy — rzekł Rajecki — że Trembele najpierwsi z włościan naszych.
— Są jeszcze tacy — musiał jednak poprawić uparty oponent — Żukiele, Wencławy... niewielu. Ale nie myśl panicz, żeby ja na takie rzeczy łasy był. Tylko mówię: każdej dumie jest inna duma przeciwna.
— Mądrze mówicie, ojcze Józefie. Cóż kiedy mało takich, jak wy! Młodzi po miastach nie chcą nawet po polsku gadać!
— A pokaż mnie panicz takiego, który, na świat wyjrzawszy, po polsku nie umie. Ot dziwaczą się tylko, żeby wszystko po litewsku było. Jaż sam mówię w chacie po litewsku i takoż w kościele modlę się. A kiedy o trudniejszej rzeczy pomówić, albo w książce przeczytać — po litewsku już i niema. Tak trzeba po polsku. Cóż to? obcy u nas język?
— A skąd to wy tak dobrze po polsku nauczyliście się?
— Za moich czasów i wstyd był nie mówić po polsku; sam tylko najprostszy naród nie umiał.
Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/225
Ta strona została skorygowana.
— 206 —