— Ale i po litewsku mówicie przecie doskonale?
— A już musi być, że nie... Tego nowego litewskiego języka, drukowanego w Wilnie, tak ja nie bardzo. Przywieźli mnie taką gazetę — czytam — i słowa nieznajome i w głowę nie lezie. Tak mnie straszno zrobiło się, czy ja na starość nie zdurniał. Poprosiłem polskiej gazety u pana Pucewicza, ojca. I rozumiałem — i dobrze napisane było: o hodowaniu ryb. — Mnie zdaje się: tych naszych nauczycieli jeszcze douczyć trzeba. — — Nam wszystkim uczyć się tylko i uczyć — a wszystko dobrze będzie.
Rozgadał się stary na potęgę, aż mu wypieki na żółte policzki wystąpiły, przecie jeszcze nie ustawał.
— Janielkę my w domu uczyli, — tak ona i udała się. A jest u mnie druga wnuczka po synu Janie. Tak ona do wyższych nauk chęć pokazuje, do szkoły poszłaby, tylko my jej do miasta nie puścim. Szkoły nie takie. — Chłopi do nich mogą iść; jeden zdurnieje, dwóch nauczy się na pożytek. Ale dziewczyny kruche stworzenia: im trzeba swojej szkoły, a już najlepiej, kiedy rodzice sami uczyć mogą. — — Ot, nie wszystko dobre u nas. — Kiedy myślisz o zaścianku, jeszcze sam utrafisz; a kiedy już o szerszym kraju, trzeba, żeby i panowie z nami pomyśleli. Zgodni my zawsze z nimi byli. Tak niechaj i będzie.
Trzeba było przerwać rozmowę, od pewnego bowiem czasu rósł ogromny gwar na cichem dotąd podwórzu. Szczytowa ściana świrna, pokryta pnącym chmielem, osypała się nagle niezmiernem gronem ciemnych, ruchliwych owoców — wróble z całych Trembeliszek, upodobawszy sobie na nocleg ścianę dziada Józefa, rozpoczęły swój świegotliwy sejmik wieczorny. Czy to są plotki z całego dnia znoszone dla użytku szarej gawiedzi? czy hymn do zachodzącego słońca? — — wiadomo tylko, że w pobliżu takiego wróblego sejmu wszelkie ludzkie rozmowy wdzięk swój tracą.
Słońce już się schowało za gaik olszowy, rosnący tuż przy Trembeliszkach. Michał powstał i oświadczył, że pójdzie poszukać Stanisława w chacie Dominikowej.
Dowiedzieć się można wpierw, czy już przyszedł — rzekł stary. — Tereska!
Najstarsza prawnuczka wywinęła się zaraz z pobliża i, zapytana, powiedziała, że Pucewicz już dawno siedzi z Janielką. A w tamtej chacie, Dominikowej, wiedziano także o wizycie Rajeckiego u dziada Józefa. Wypadki dnia obnosiły po zaścianku lotne niedorostki, zostawione
Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/226
Ta strona została skorygowana.
— 207 —