w domach; gdy starsi powracali z roboty, gazeta miejscowa była zupełna.
Michał pożegnał serdecznie starego Trembela i obiecał powrócić tymi dniami na gawędę.
— Wszak gadać dziadowska rzecz — rzucił na pożegnanie stary — młodym żenić się i pracować.
Na pół drogi między chatami Józefa i Dominikowej spotkał Michał Stanisława, lekko, wesoło stąpającego, ze strzelbą na ramieniu. Obaj baczni myśliwi, jakby mieli w głowach budziki nastawione na tę samą godzinę, ocenili, że pora wyruszyć na miejsce ciągu, gdzie staną o samym zachodzie.
— Nareszcie cię widzę w dawnej postaci! — zawołał Michał, witając przyjaciela.
— I zobaczysz nieraz jeszcze. Ślub mój w początkach septembra. Chcesz? zaraz po ślubie pojedziem z gończymi, a tam już, gdzie ja wiem, polowanie królewskie!
Tymczasem czarna Hetka witała się z rudym Foxem uprzejmie, jako z wyżłem bądź co bądź wysokiej rasy, choć mniej delikatnego usposobienia, dawnym przytem znajomym.
— Nie wiem, mój Stachu, czy będę mógł być nawet na twoim ślubie. Muszę przecie raz skończyć ten uniwersytet; ostatni rok — trzeba przysiedzieć fałdów od początku wykładów.
— A ja tobie radzę: nie jedź, póki tam cholera. Ojciec dzisiaj czytał w gazecie — idzie ona ciągle od wschodu i coraz silniejsza.
— To i tutaj dojdzie.
— Uchowaj Boże! tu ona nigdy nie była i nie będzie.
— Może nie za naszej pamięci, ale przecież kiedyś musiała i tutaj być.
— W powiecie Jezioroskim i Wiłkomierskim — nigdy. Przychodzi do naszych jezior i buch w wodę! A tu już ją nasze raki zjadają, jak każde paskudztwo — — Ot, zapytaj u dziada Trembela — ośmdziesiąt sześć lat żyje, a od ojców wie, co i przed dwustu działo się. Nigdy tu cholery nie było. Kraj już taki — —
— Mądry dziad ten Józef Trembel — rzekł Michał.
— Ho, ho! — Jak on stary jest, daj jemu dzisiaj dziesięć folwarków w administracyę — poradzi.
— Jabym go i naczelnikiem powiatu zrobił. — —
— A ot urządź tak, kiedy możesz; dobrze będzie.
Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/227
Ta strona została skorygowana.
— 208 —