— Ależ dymu napuściliśmy! — —
Nad błotkiem leżał tuman mgły, przesiąknięty ostrym swędem prochu, i nie rozchodził się w martwem powietrzu.
— Bo też i kaczek natłukliśmy! Zabierajmy, co przy nodze, i chodźmy.
Skoro porzucili to miejsce zgiełku i dymu, noc cicha i wonna ogarnęła ich przejmującem objęciem. Dzwoniło w uszach od rozległej ciszy, dzwoniło w sercach od nieutulonych pragnień.
— Ach, Stachu, — westchnął Michał — może to ostatnie dni mojej młodości?! — —
Taki wykrzyknik z ust dwudziestoparoletniego studenta mógłby wywołać drwiącą odpowiedź towarzysza, który dobiegał trzydziestki. Ale Stanisław, nie zatrzymując się nad dosłownem brzmieniem słów przyjaciela, starał się odgadnąć wewnętrzną treść jego wynurzenia.
— Tobie w cudzych krajach nieswojo — ty nasz, Litwin, a ciągle daleko od nas żyjesz.
— Tak już coś gna — — Śni mi się, że będę pisarzem, pożytecznym i sławnym.
— I na co tobie? — — Pozwól ty innym książki pisać, a chcesz sam, pisz u nas.
— Trzeba szeroki świat obejrzeć, aby rozjaśnić sobie wiele rzeczy.
— Świat oglądać będziesz, a dusza z nami pozostanie. Dusza przymocowana do rodzinnej ziemi.
— Tobie dobrze, Stachu, wiem. Zżyłeś się z tutejszym krajem i ludźmi, wystarczają ci do szczęścia. Nie wybiegasz pragnieniami w dalekie strony.
— Tak i jest. — Obaczysz, jak my z Janielką zagospodarujem się. Kiedy poznasz ją lepiej, powiesz: ot gospodyni i żona! Nie taka tam z podrygansem, która stroi się, mizdrzy i pół życia zabiera na darmo. Ty do takich masz ochotę, Miś.
— Gdzie? co? do jakich?...
— Wszak opowiadałeś o jednej... Jak ona tam już nazywała się? — nie pamiętam.
— Ach! pani Teresa! — — nie widziałem jej od nowego roku. I teraz jestem od niej bardzo daleko... całem sercem tutaj.
Imię Warszulki zbliżyło się cieniem do rozmawiających, musnęło powiewem ich skronie, zawisło nad nimi. Ale Stanisław zakazał sobie mówić już o niej z Michałem od czasu gdy ten, usłuchawszy jego rady,
Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/232
Ta strona została skorygowana.
— 213 —