w wąwozie między pagórkami. — — Zając poszedłby po zboczu, a lis napewno dołkiem.
A właśnie bryczka skakała po wybojach drogi ni to leśnej, ni łąkowej, odcinającej szmat zagaju od przestrzeni zadrzewionych wyniosłą jedliną, to znowu otwierających się długiemi polanami w głąb, w kraj falisty, narysowany według fantazyi przyrody, bez śladu ludzkiego planu. Złoto żółte, rude i krwawe znaczyło domieszkę drzew liściastych: brzozy, osiny i dębu; olchom przymrozki zabrudziły tylko zieleń. Podcienia leśne już były usłane płowymi kobiercami jesieni.
Dzień był wymarzony na polowanie z gończymi, a że wiatr trochę żwawy, to mała przeszkoda. Stanąć tylko pod wiatr, a można usłyszeć gon i o pół mili. — O, tutaj naprzykład, las wysokopienny zawodzi jedną ogromną nutą, jakby płynącą z dalekich organów. Ale w nucie tej jest tysiąc tonów, dętych w szumne kity i korony drzew, szeptanych, skrzypiących. — — Pośród tych głosów górnych, spokojnych i wytrwałych, wyróżniłby się odrazu zgiełk napastniczy, urywany goniących psów albo i ludzi, zazgrzytałby w harmonii dysonansem, dla łowieckiego ucha rozkosznym. — — I jest niby coś takiego tutaj w ogromnym gwarze lasu? —
Michał wytężał słuch, jadąc, i poił się koncertem, który, wiejąc mu przez głowę, rozrzedzał trudne i tęskne myśli pozostałe z różnych kombinacyi i wątpliwości uprzednich. Ogarniał go szał kniei, ten stan duszy nadczuły na poczucia pierwotne, na ciekawości dziecinne, a mocne, jak war życia we krwi.
A organowe tchnienia wiatru nasiąkały coraz wyraźniej swarliwym jakimś zgiełkiem.
— Poczekaj, Antoni — zatrzymaj się. Chyba to psy gdzieś daleko gonią? — —
— A już musi być, gonią — — one teraz codzień — szak i pora im...
— Skrauja![1] napewno.
W szerokim szumie, przychodzącym nawałą do drogi, na której za-
- ↑ Okrzyk, oznaczający gon; wyraz łotewski, przyjęty na całej Litwie.