Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.
—   17   —

— Ta Urszulka czyja córka?
— Łaukinisa.
— Tego, cośmy widzieli?!
— Nie, brata.
I znowu po długiem przełknięciu śliny zapytał Michał:
— Ile ona ma lat?
— Musi ze siedmnaście, ośmnaście... W sam raz! Ale cóż tobie? Ty zakochany...
Tymczasem Stanisław dźwięcznym głosem zaintonował piosenkę, której słowa i nuta, nigdy chyba nie wydane, błąkają się po litewskich dworach i polach od lat już...

Gdybym przebywał w niebios przezroczach,
Tobym się kochał w anielskich oczach;
Ale że w prochu duch się mój toczy,
To oddam życie za Laury oczy.

Podchwycił Michał wtórem ostatnie dwa wiersze i poszedł dwugłos, jak organ po lesie olszowym.
— Dlaczego »Laury«? — zauważył Miś po prześpiewaniu.
— Ha, można i do Warszulki zaśpiewać.
— Rytmu nie będzie.
— Dorobim my jej!
I, śmiejąc się, huknęli obaj:

Ale że w prochu duch się mój toczy,
Wolę pokochać Warszulki oczy.

— Ha, ha! żeby ona wiedziała, że my tu pieśni dla niej składamy! — zawołał Miś.
— Czuje ona, nie bój się — odrzekł Stanisław magistralnie.
— A czy myślisz, że ona... — zaczął Michał i urwał.
Stanisław spojrzał na młodszego przyjaciela z rozrzewnioną ironią:
— Chcesz? to ja jej zapytam...
— Nie, nie.

Od olszyny, rosnącej przy zachodnim boku drogi, cienie padały już na łąkę tak długie, że zdawały się opierać na krawędzi widomego świata. Jeszcze gdzieniegdzie na pagórkach płowych leżała blada poświata i wyższe kity drzew żegnały słońce tęsknym rumieńcem. Wkrótce stał się powszędy panującym cień.