im bardziej kryła się, migała gdzieś w leszczynie, gdzieś na łące przy sianobraniu, gdzieś przy jeziorze zaczarowanem nocą, im narowniej uciekała z rąk, tem silniej, rzewniej stawała się upragnioną.
Przez las, na który patrzył, zobaczył ją i teraz Michał, ale nie w obłokach, owszem na ziemi tej pachnącej, w ogródku chaty ojców jej w Sztarańcach, w koszulce bez kaftanika, w prostej spódniczce po kostki, rytmiczną taką w ruchach swych wdzięcznych i silnych.
A Stanisław zobaczył ją i poznał w oczach młodszego przyjaciela.
— Ja tobie i Warszulkę dzisiaj pokażę.
— Gdzie? — spytał żywo Michał, rumieniąc się.
— Ona tobie nie mówiła?
— Jakoś przez parę dni nie widziałem jej...
— A ot — obaczysz.
Ruszyli ze wzgórza zbożowego na łąkę suchą, podesłaną pod gajem nakształt ciemno-zielonego kobierca, na którym stał mur drzew rozmaitych, sztuką arcy-Ogrodniczki ułożony śmigle i barwnie dla rozkoszy wzroku. Ruczaj sączył się krętym, głębokim rowem wzdłuż lasu. Była kładka w jednem miejscu do przejścia, ale tak chwiejna i zmurszała, że myśliwi woleli rów przesadzić skokiem.
Las już zamroczył się w podcieniach i mocno pachnął żywicą sosen; wyrastał na gruncie nierównym, pogarbionym w szańce, przykopy i mamelony, zaczem wydawał się jeszcze wyższym, a przygodni starożytnicy poznawali w tych wybujałościach gruntu »okopy szwedzkie«. To było niepewne; za to wiedzieli wszyscy współcześni »ochotnicy«, że te wzgórza leśne gęsto są przekopane przez lisy i borsuki.
Stanisław z powołania i przekonania wszechwiedzący myśliwy, dzisiaj zaś gospodarz na własnym, dziedzicznym gruncie, dawał Michałowi szczegółową instrukcyę:
— Kiedy postawię ciebie, tak już na godzinę, dwie — sza! I papierosa — ani projektu. A jeśli stary wyjdzie, poczekaj, aż on tobie cały pokaże się. Do głowy wysuniętej nie strzelaj — choćby ty jemu głowę na bigos posiekał, szmergnie napowrót do jamy — a wtedy choć górę rozkopuj! I jamnik do ścierwa nie pójdzie. Tak ty sobie to wszystko w pamięci trzymaj, jeżeli chcesz mieć torbę z jego skóry i sadło z niego na lekarstwo dla ciotki chcesz wytopić.
Michał miał oba te zamiary, ale przedewszystkiem chciał do nowych trofeów łowieckich dodać pierwszego w życiu borsuka. Szli coraz ciszej, omijając butami chróst po ziemi rozrzucony, aż stanęli na małym
Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.
— 21 —