— Po co płakać, dziecino? Pocałować się lepiej mocno i dzisiaj i codzień, aż do mego wyjazdu.
— Jeszcze smutniej byłoby; gdyby za dwa dni mnie porzuciłbyś panicz, jaby oczy wypłakała i nie poznałbyś mnie i nie ukochał już po powrocie.
— Więc cóż wymyśliłaś?
— A już tak: kiedy panicz powrócisz...
— A jeżeli za rok dopiero?
— I rok poczekam.
— To smutne, Warszulko.
— Smutne, a smutniej byłoby zaczynać.
Poszli już teraz na spotkanie reszty towarzystwa, które trzymało się w jednej kupce. Dziewki zanosiły się od śmiechu z litewskich konceptów Stanisława. Ucichły na widok zbliżającej się pary Misia z Warszulką, powyciągały szyje, łypiąc oczami ciekawie, a trochę i złośliwie — młode płonki, z których kiedyś rozwiną się kumoszki. Warszulka była poważna, dumna jakaś, niby narzeczona.
Chodzili jeszcze kwadrans po sadzie. Ze wzniesienia, na którem stał nowy folwark Potyłta, kraina roztaczała się szeroko, ograniczona z jednej strony przez blizki las, z drugiej rozlana w niezmierne, błękitno-szare, puszyste jakieś jezioro. Było tam jezioro za dnia, ale dalej i błękitną tylko stalą kosy przecinające krainę. Teraz wyszło z brzegów pod wpływem księżyca, zrzedło i rozprowadziło się senną powodzią w bezmiar. Kilka zaledwie pagórków łowiło suchy, księżycowy błękit, jak wyspy w morzu roześnionem. Tylko brzegi tych wód cichych, widoczne od folwarku, mętne i dymiące, dawały poznać, że to mgła tak się rozpełzła i rozpanoszyła.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Prując mgłę szerokiemi piersiami pary koni rysistych, przez wązką, łąkową drożynę wracali Michał ze Stanisławem w tarantasie, za nimi Pakosz podążał jednokonną kałamaszką. Od opuszczonego folwarku dolatywał chór głosów piskliwych, ale czystych, zawodzących pieśń litewską, weselną czy pożegnalną? — kto ją wie? — ale przejmującą.
— Powiedz, Stachu: dlaczego ty ją tutaj sprowadziłeś?
— Na służbę. Potrzebna mnie była na miejsce Teofili, która za mąż wyszła. Nie bój się: ani ja na nią patrzę — odpowiedział Stanisław i na osłoniętą część pytania Michała.
Przyjaciele na Litwie wierzą jeden drugiemu. Więc Michał pozbył