Dopiero pod Belwederem przypomniał sobie Zbarazki, że powinien zdać relacyę Dołędze ze swej wizyty u Hellego. Skrzywił się, bo mu to mąciło seryę przyjemnych wrażeń, jednak kazał dorożkarzowi jechać na Marszałkowską.
Andrzej przyjechał przed paru dniami do Warszawy, ale nie był jeszcze u Dołęgi. Wogóle sprawa szos nie postąpiła od owej energicznej sesyi w Chwaciejówce. Dołęga wiedział o niej tylko przez listy. Wmieszanie Hektora Zawiejskiego do wyprawy po koncesyę zadziwiło go nieco, jednak nie zniechęciło: niech sobie Hektor będzie wielki, byleby sprawa na tem zyskała. Oczekiwano dotąd na radę Karola Zbązkiego i na wyruszenie z Waru księcia Janusza, który nie był zbyt pochopny do tak awanturniczej decyzyi. Szafraniec zaś, zdecydowany tym razem, gotów był do jazdy.
Andrzej zastał Jana w domu, i po serdecznem przywitaniu, oświadczył, że właśnie wraca od Hellego.
— No, jakżeż tam poszło? — pytał Jan niespokojnie.