Hrabia Reckheim, chociaż protestant, miał wielu krewnych katolików, więc był także obeznany z tą kwestyą: skłaniał się bardziej do zdania księżnej Hortensyi, starając się przytem odgadnąć pogląd Halszki, — ale ta nie dawała znaku żadnego osobistego poglądu w tym względzie.
Baron Kersten przeciąłby zapawne dyskusyę swoją nieomylnością, gdyby do salonu nie wszedł nowy gość i nie zasiał ogólnego milczenia.
Był to Jan Dołęga.
Zbliżył się do księżnej, jako dobry znajomy z Waru, i pocałował ją w rękę; potem, ponieważ w salonie nikogo nie było z mężczyzn domowych, poprosił, aby go księżna zechciała przedstawić paniom Gnińskim. Następnie, widząc, że zwraca na siebie uwagę i czując chłód naokoło siebie, rzekł:
— Andrzej mi powiedział, że księżna przyjmuje po południu i służba mi to potwierdziła, gdym się oznajmił, — więc pozwoliłem sobie wejść, aby podziękować raz jeszcze za łaskawą gościnność, której doznałem w Warze.
— A tak — skinęła głową księżna — wspominamy pana.
Halszka, wskazując Janowi krzesło przy sobie, rzekła wesoło:
— Dam panu herbaty.
Dołęga przywitał Kerstena i zapoznał się z Reckheimem.
Z powodu obecności cudzoziemca rozmowa toczyła się wyłącznie po francusku. Jan znał dobrze
Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/131
Ta strona została przepisana.
— 125 —