Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/244

Ta strona została przepisana.
—   238   —

Po śniadaniu wielu myśliwych powymykało się do swoich pokojów, aby powetować sobie niedospaną noc poprzednią i zmęczenie poranka. Zeller, gdy mu stary Zbarazki ten spoczynek zaproponował, był uradowany.
— O wszystkiem myśli kochany książę! Doprawdy, tu jak w raju!
Dołęga zaś sądził, że dzisiaj po południu będzie jakaś rozmowa o interesach, coś w rodzaju posiedzenia. Wczoraj już czynił sobie wyrzuty, że zamiast pozostać na tarasie z Zellerem, poszedł do parku. Ale ani wczoraj, ani dzisiaj nie zanosiło się na nic podobnego. Jan, przykro usposobiony, poszedł do swego pokoju.
Siadł przy stole, na którym były ułożone papiery, tyczące się tej, już niemal starożytnej, sprawy dróg bitych. Przygotował je wszystkie, porobił nawet trochę notat, mogących służyć do połączenia projektu z budową kolei. Roboty w łąkach już ukończył, siedział więc nad jedyną sprawą, tłómaczącą jego pobyt w Warze. Oparł głowę o ręce i długo patrzył na okładki swoich projektów.
— Cóż u licha? Czy oni mnie zupełnie już nie potrzebują? Ani słowa o koncesyi, ani słowa nawet o szosach. Jeżeli mędrkują tam bezemnie, po co mnie wzywali? Gdyby zrobili już coś określonego byłbym przecie potrzebny...
Siedział tak posępnie, nic nie mając do roboty. Zaczęta książka nudziła go. Spostrzegł między pa-