Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/254

Ta strona została przepisana.
—   248   —

cząwszy mimo woli od swego ojca, gdyż ten cień, raz wywołany, domagał się poniekąd odprawy. Poczem serdecznie dziękował za przyjęcie w Warze, którego nawet nie spodziewał się, bo nie zasłużył na nie. Hrabia Zbązki łaskawie przecenił jego zasługi; mówca zaś zgadzał się tylko na szczerość i żarliwość swoich dobrych chęci, o których obecnych zapewniał. Jeżeli ciepło tego — przyjęcia i zaszczyty świadczone mu przez książąt Zbarazkich może sobie jakkolwiek wytłómaczyć, to tylko szczerością i gościnnością słowiańską, która przechowała się najwspanialej w starożytnych i znakomitych domach polskich. Stąd już niedaleko było do wzniesienia zdrowia całej rodziny Zbarazkich, co mówca uskutecznił dokładnie, pocałował bowiem księżnę w rękę, a potem obszedł stół, aby uściskać księcia i podać rękę Andrzejowi i Halszce.
Natychmiast książę Janusz poprosił o głos i oświadczył, że tylko na wyraźne żądanie »naszego moralnego przywódcy« ustąpił głosu hrabiemu Zbązkiemu, ale teraz sam pragnie powtórzyć kielich za zdrowie kochanego gościa, który przy ważnych sprawach głową, a w codziennem życiu sercem umie sobie podbić i zniewolić wszystkich.
Potem książę Janusz wzniósł jeszcze zdrowie Zbązkiego i trwały rozczulenia najlepszego gatunku.
Gdy się trochę uciszyło, hrabia Szafraniec wzniósł toast, który dawniej zainaugurował: zdro-