Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/258

Ta strona została przepisana.
—   252   —

Po tej rozmowie wstał ze ściśnionem sercem i postanowił zaraz War opuścić. Miał się jeszcze tylko załatwić z Andrzejem.
Gdy go spotkał, objawił mu krótko swoje postanowienie:
— Jutro wyjeżdżam do Warszawy — musisz m i dać odpowiedź dla Hellego.
— Ale zostań jeszcze, Janku! Jeszcze mamy gości; jakże chcesz, abym myślał o tym dyplomatycznem zawikłaniu w takim gwarze? Musimy raz eszcze powrócić do tej rozmowy, może jutro, kiedy się przerzedzi trochę.
— Pilno mi, muszę jechać.
— No, a dla tych tam interesów petersburskich — czy nie powinienbyś pozostać? Zbązki i Szafraniec jeszcze tu są — rzekł Andrzej, byle zwrócić rozmowę.
— Już się rozmówiłem z tymi panami — wystarcza mi to. A co do twoich projektów, jeżeli chcesz wiedzieć moje zdanie, — nie żeń się z Hellówną, pozostań w swojej sferze, nie walcz z nią. Bo gdybyś chciał z nimi walczyć, nie zabiją cię, ale cię zanudzą, zemdlą cię... Zechcesz im coś wytłómaczyć — ziewną i powiedzą, że oni są już dużo dalej i wyżej od twego rozumowania.
— Toś widzę nie rad z naszych działaczów? — rzekł Andrzej zadowolony, że rozmowa bierze inny obrót.
— Są oni jak wielka, stojąca woda... nie mó-