Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/269

Ta strona została przepisana.
—   263   —

o interesach naszej sfery; nie można nam brać tego za złe. Otóż z naszego stanowiska byłoby niebezpiecznem pochwalać małżeństwo z Niemką...
— Z Niemką? — przerwał zdumiony Dołęga — przecież Helle jest już tutaj urodzony, a pani Hellowa jest z domu Dekiert, prawnuczka Jana Dekierta.
Gniński pokiwał głową, jakby wiedział o tem doskonale; książę, księżna i Kersten obrócili się ku sobie ze skrzywieniem, pytając się nawzajem:
— Dekiert? co to jest Dekiert?
Tylko panna Temira wiedziała napewno, że Jan Dekiert był prezydentem m iasta starej Warszawy 1 wymownym obrońcą praw miejskich na sejmie czteroletnim.
— Tem gorzej — odezwał się Zbązki — lepsze proste mieszczaństwo, niż pretensyonalne mieszczaństwo.
Dołęga przyciął wargi, nos ściągnął w formę dzioba, a płowy czub zdawał się jeżyć. Gdyby kto z obecnych znał go za czasów uniwersyteckich, poznałby w nim »białego koguta«, mierzącego nieustraszonem okiem w postać Karola Wielkiego. Ale umiarkowanie trzydziestego roku życia, powaga zebrania i doświadczenie, że są ludzie, z którymi spierać się nie warto, wstrzymały słowa Dołęgi; nerwowym ruchem cofnął się i zasiadł głęboko w fotelu.
Zabrał znowu głos książę Janusz.
— Mimo więc wszystko, co się da powiedzieć