Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/270

Ta strona została przepisana.
—   264   —

na korzyść państwa Helle i ich córki, doszliśmy do przekonania, że przez wzgląd na stosunki społeczne, na przyszłość i na szczęście Andrzeja, nie możemy pochwalić jego zamiaru. Czy pan zechce podjąć się powtórzenia tych słów Andrzejowi, panie Dołęgo?
— Mogę się tego podjąć — odrzekł Jan ponuro — ale ponieważ jutro jadę do Warszawy, powinienbym wiedzieć, jak mam się zachować wobec pana Hellego, wiadomo bowiem księciu, że sprawa wymaga jakiegoś załatwienia, a nawet zadośćuczynienia.
— Można powiedzieć poprostu prawdę; — rzekła żywo księżna — Andrzej prosił rodziców o pozwolenie, a rodzice stanowczo nie zgodzili się.
— Mógłbym to powiedzieć — odpowiedział Dołęga — ale nie wiem, czy to panu Hellemu wystarczy.
— Pozwól pan, panie Dołęgo — odezwał się Kersten — prawda powinna zawsze wystarczać, i pan Helle, chociaż mu to może pójść nie w smak, zrozumie, że książęta Zbarazcy pozostają wierni samym sobie i swoim przekonaniom.
— Dobrze... — rzekł Jan — ale jeden już książę Zbarazki, mianowicie Andrzej, oświadczył się niedwuznacznie pannie... i różne okoliczności ujawniły jego zamiary tak, że przestały być tajemnicą... więc teraz?...
Zanim Kersten znalazł odpowiedź, odezwał się przezorny Gniński: