Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/272

Ta strona została przepisana.
—   266   —

twarz oblała się niby cieniem rumieńca. Starzec powstał, uderzył zamkniętą ręką w stół, jak kościanym młotkiem, i raczej z ożywieniem, niż gniewnie zawołał:
— Twardy szlachcic! To zdanie Zbązkiego, niezupełnie zrozumiałe dla obecnych, wzmogło jednak poszanowanie dla Dołęgi w Warze.