Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/304

Ta strona została przepisana.
—   298   —

rodziny i rozdzielił go pomiędzy trzech synów. Zważywszy te aktywa, zmarszczył się i rzekł głośno:
— Mało...
Ocenił potem charakter przypuszczalnego kandydata. Wydał mu się człowiekiem zdolnym, wyrachowanym, przezornym, ale chciwym przedewszystkiem swego znaczenia, swego użycia. Jako pomocnik w interesach może nie zawsze być równie giętki, jak dzisiaj...
— Niepewny.
Wreszcie zastanowił się nad chlubą, któraby na jego dom spłynęła z tego związku. Na te względy nie był nieczuły, przyzwyczaił się tylko wmawiać w siebie i w innych, że to »jego baby« dbają o kolligacye. Ale skoro zważył zaszczyt, wynikający z wydania córki za Hektora, uśmiechnął się pogardliwie:
— Co mi to za arystokracya rodowa?... Stoi na pewności siebie i na pieniądzach. Phi! Tego my sami mamy więcej.
I przekreślił palcem powietrze, jakby wymazywał nazwisko Zawiejskiego z liczby kandydatów. Poczem poszedł do żony na rozmowę.


Gdy w dwa dni potem, około południa, oznajmiono Hellemu, że hrabia Norbert Zawiejski pragnie się z nim widzieć, ojciec Maryni porozumiał się z sobą w krótkim uśmiechu. Kazał zaraz prosić Zawiejskiego, oddalając innych czekających.