Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/313

Ta strona została przepisana.
—   307   —

dował się jeden najcenniejszy: portret rycerza, przez Massaccia. Dołęga patrzył na ten obraz zawieszony naprzeciw biurka i często ta głowa kędzierzawa, ruda, to twarde spojrzenie zaufane w swej sile, ten ruch stanowczy torsu i ręki — podsycały jego wiarę w przyszłość, a także dawrały złudzenie bogactwa, gdyż obraz ten, zachowany z czasów zamożności rodziny, znano i ceniono powszechnie. Miłośnicy obrazów nazywali go »rycerzem Dołęgi«. Gdy jednak Jan ogłosił, że jego rycerza można kupić, »znawcy« krajowa, licząc na okazyę i na potrzebę sprzedającego dawoli tak mało, że Jan zniecierpliwiony, posłał fotografię i ofertę do muzeum w Berlinie, stawiając cenę dwa razy wyższą od żądanej w kraju. Jakoż po niespełna miesiącu oczekiwania przyjechał agent galeryi berlińskiej, obejrzał obraz i żądaną cenę zapłacił.
Wiodło się więc Dołędze, ale w tych powodzeniach materyalnych tkwił dziwny, gorączkowy niepokój. Dążył do celu wielkimi krokami, jednak czy cel nie usuwał się przed nim w dal chwiejną i zawodną? Cała jego sprawo publiczna i prywatna, pozostała w Warze, zależała od zręczności paru niepewnych ludzi i od pamięci jednej kobiety.
W pierwszym miesiącu po przyjeździe stamtąd dowiedział się wprawdzie Jan, że Reckheim dostał od Halszki stanowczą odmowę. Wieść ogólna głosiła, że rodzice, a zwłaszcza matka, bardzo przychylnie zapatrywali się na małżeństwo księżniczki z młodym dyplomatą zamożnym i wysokiego urodzenia,